„Metoda czarnej skrzynki” zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Wydawca zaproponował mi ją przy okazji wymianie korespondencji w sprawie “Wstydź się!”. Początkowo byłam sceptyczna, ale kiedy już książka trafiła do moich rąk, nie mogłam się od niej oderwać. Czytałam ją przez całą Wielkanoc i zaznaczałam co ciekawsze fragmenty. Najkrócej, jak można streścić książkę “Metoda czarnej skrzynki”, to powiedzieć, że pokazuje, co umożliwia wyciąganie wniosków ze swoich porażek i jak to robić, by się uczyć dalej. Oto moje najważniejsze inspiracje dla public relations – i nie tylko. Dla życia także.
Skąd biorą się niekonkretne cele w PR
Kiedy boimy się porażki, stawiamy sobie niekonkretne cele, pisze Syed. Czytając te słowa, pomyślałam sobie, że być może dlatego w branży PR jako cel działań komunikacyjnych króluje nieśmiertelne “budowanie świadomości marki”, mierzone liczbą wycinków w mediach. Nie wyznaczamy sobie mierzalnych celów, gdyż boimy się odnoszenia porażek. Boimy się tłumaczenia przed innymi. Ale tym samym odbieramy sobie możliwość do sprawdzenia, które działania PR faktycznie się sprawdzają.
Układ zamknięty
Syed w książce „Metoda czarnej skrzynki” pisze o systemach otwartych versus systemach zamkniętych. Definiuje je jako systemy, w których “porażka nie prowadzi do rozwoju, ponieważ informacje na temat błędów i słabości są źle interpretowane lub ignorowane”. Ich przeciwieństwem są systemy otwarte, w których postęp zachodzi, bo po pierwsze jest informacja zwrotna, po drugie uczestnicy mają racjonalne podejście do informacji zwrotnych. Gdy to czytałam, przypomniała mi się rozmowa z kolegą, który przez rok douczał się emisji głosu, ale jedyne, co nadal był w stanie wydać z siebie na wyższych dźwiękach, to był delikatny głos, fachowo nazywany falsetem. Tymczasem po roku pracy powinien już był móc zaśpiewać pełnym, “męskim” głosem. Nie tylko ktoś go tego nie nauczył (bo zapewne nie wiedział jak to zrobić), ale też kolega brał winę na siebie (skoro mu nie wychodziło). Z jednej strony funkcjonował w systemie zamkniętym, ale z drugiej – obwinianie się odebrało mu zdolność uczenia się.
Pętla informacji zwrotnej
Kiedy zaczęłam się uczyć śpiewać, robiłam masę nagrań. Kojarzono mnie z tego, że na próbach chóru miałam zawsze przy sobie rejestrator głosu i nagrywałam. Cierpiałam, odsłuchując siebie, bo robiłam masę błędów. Ale nagrania pokazywały też powolny postęp – co było uderzające zwłaszcza w przypadku tych samych utworów na przestrzeni lat. Pomagały mi też uwierzyć, że dźwięk brzmi inaczej niż ze środka głowy – co w przypadku bycia sopranem jest trudne, bo przy najwyższych dźwiękach słyszę coś takiego, jakby ktoś jeździł nożem po szkle. Czytając książkę „Metoda czarnej skrzynki”, uświadomiłam sobie, że tym właśnie był dla mnie rejestrator. Drugim narzędziem informacji zwrotnej była nauczycielka śpiewu, która razem ze mną słuchała nagrań i korygowała je ze mną na bieżąco.
Dlaczego szef nie uczy się na błędach
Syed sporo uwagi poświęca też zjawisku dysonansu, który potrafi utrzymywać nas przy błędnych założeniach. Z jego powodu najtrudniej mają szefowie. Osoba, która jest na szczycie i odpowiada za całokształt działań organizacji, ma najwięcej do stracenia, gdy źle się dzieje. Potrafi więc bronić swoich decyzji do upadłego, choć nie ma racji. Dysonans powoduje, że szef nie potrafi przyznać się do błędu, nawet, gdy sprawa jest oczywista. Co może zatem robić szef? Zwracać uwagę na to, co mówią i robią pracownicy. Jeśli chcecie zobaczyć, jak działa dysonans i do jakiej katastrofy może doprowadzić, obejrzyjcie film Macieja Pieprzycy “Jestem mordercą”.
Jeśli chcesz być doskonały, odnoś masę porażek
„Metoda czarnej skrzynki” Syeda pokazuje również, że tylko nieustanne robienie czegoś pozwala osiągnąć postęp. Cytuje historię nauczyciela ceramiki, który postanowił podzielić grupę na dwie części – pierwsza miała być oceniona za liczbę wykonanych naczyń, druga – za jakość. Uczniowie, którzy naprodukowali więcej naczyń (mierzeni kryterium ilościowym), częściej tworzyli dzieła wysokiej jakości. Pisze też, że psychologowie zalecają muzykom powtarzanie “Jeśli chcę zostać świetnym muzykiem, muszę zagrać mnóstwo kiepskiej muzyki”. Słuchając śpiewaczek operowych Julię Lezhnevej czy Edyty Piaseckiej, myślę nie o tym, że dostały gotowy talent z nieba, ale o tym, ile godzin spędziły na żmudnym ćwiczeniu wprawek i ile godzin śpiewały, aby dojść do obecnej perfekcji. Talent to nie jest coś dane z nieba, to są predyspozycje plus bardzo ciężka praca, której dodatkowo sprzyja taka cecha charakteru, jak wytrwałość.
Krytyka warunkiem rozwoju
Syed w książce „Metoda czarnej skrzynki” pisze też o postępie naukowym. Jego zdaniem, pseudonaukom (np. astrologii) brakuje mechanizmów eksperymentowania, odrzucania niesprawdzonych założeń, uczenia się na błędach obecnych w nauce. Nauka przyczynia się do postępu, gdyż oparta jest na nieustannej krytyce i szukaniu słabych punktów (w gospodarce tę funkcję pełnią konkurenci przedsiębiorstwa). I jest też najbardziej twórcza, gdy naukowcy mogą się krytykować. Podaje przykład badania, które miało stwierdzić, kiedy naukowcy wpadają na najbardziej twórcze pomysły. Okazało się, że wcale nie w laboratorium, a podczas zebrań, gdy przedstawiają pomysł kolegom i gdy ci wskazują słabe punkty (a to prowadzi do ulepszeń).
Rzecz jasna, to nie wszystko, co wyczytałam w tej książce. O innych inspiracjach wspominam w tekście, który pojawi się w drugim numerze magazynu „Sprawny Marketing”.
Za książkę dziękuję wydawnictwu Insignis.