Ubiegły tydzień minął mi w rozjazdach – tym razem dwukrotnie gościłam w Katowicach.
Pierwszy gościłam w Katowicach we czwartek, 4 kwietnia 2013 na spotkaniu z cyklu „Wieczory z marketingiem” zorganizowanym przez Śląskie Towarzystwo Marketingowe, gdzie opowiadałam o mojej nowej książce, „Skuteczne social media” (o samej książce wkrótce, pojawi się też konkurs). Spodziewałam się pewnego ryzyka związanego z podróżą – we czwartkowe przedpołudnie w Warszawie śnieżyło, co podpowiadało, że może być jakiś problem z pociągiem (spóźnienia, zimno). Ale wbrew moim obawom TLK przyjechał na czas, za to w Katowicach trafiłam na peron piąty, miejsce dość tajemnicze nawet dla samych miejscowych. Na poniższym zdjęciu, wykonanym z peronu trzeciego, peron piąty jawi się nieco w oddali. Jak się później okazało podczas „Wieczoru”, peron piąty, ale też i tematy związane z katowickim dworcem, budzą w publiczności ogromne emocje. We mnie zresztą też – i to różnorodne. To stąd latem 2003 roku wyruszałam do Korbielowa, na jedne z najpiękniejszych wakacji w moim życiu. To tutaj w styczniu 2006 roku, jeszcze na starym dworcu, przewiało mnie tak, że potem jeszcze długo zwijałam się z bólu. Katowice mają teraz piękny nowy dworzec, na którym już tak nie wieje, można spokojnie przysiąść w jednej z przytulnych kawiarenek – tylko peron piąty, jako relikt przeszłości i wspomnienie po najstarszym dworcu, ciągle istnieje i jest w użyciu.
Przejdźmy jednak do spotkania. Mimo zimowej śnieżnej pogody publiczność dopisała – na sali było około 50 osób, wszyscy z trudem się mieścili w salce. I to bardzo aktywna, zaangażowana, zadająca pytania publiczność. Moje wystąpienie nie było zatem suchą prezentacją, a raczej dialogiem z zebranymi, wymianą doświadczeń, czy ogólnych poglądów – na przykład na temat tego, jak działa internet i co robi z ludzkim mózgiem, albo czy social media zmieniły marketing czy też są tylko nowym kanałem komunikacji. Spotkałam też dobrych starych znajomych w postaci Mariusza Wróbla, autora bloga Prokultura a zarazem osoby, której zawdzięczam rozpoczęcie przygody z prowadzeniem szkoleń. Dzięki patronatowi Helionu, mojego wydawcy, mieliśmy też pulę książek do rozlosowania (rzecz jasna, z autografem autorki) oraz egzemplarze w specjalnej cenie rabatowej, które rozeszły się jak ciepłe bułeczki. Wrzucam jeszcze filmik z zapowiedzią spotkania, a organizatorom, a szczególnie Arturowi Kurkiewiczowi, dziękuję za bardzo miłe i gościnne przyjęcie.
Przy okazji polecam Śląskie Towarzystwo Marketingowe tym z Was, którzy na Śląsku mieszkają i zajmują się marketingiem lub szeroko rozumianą promocją. Organizacja działa już osiem lat i to bardzo prężnie: spotkania z ciekawymi ludźmi, szkolenia i konferencje, wydawnictwa, konkursy czy współpraca z uczelniami wyższymi, a do tego – jak to we wszystkich organizacjach branżowych bywa – szansa na nawiązanie kontaktów i poznanie ludzi z własnego środowiska.
Do Katowic wróciłam dwa dni później. W niedzielę, 7 kwietnia, prowadziłam zajęcia „Badania i mierzenie efektów działań public relations” w ramach studiów podyplomowych „Public relations – nowczesna komunikacja w praktyce” na Uniwersytecie Ekonomicznym w Katowicach. Grupa studentów zmotywowana i zaangażowana, otwarta i chętnie podejmująca dyskusję. To już drugi taki rocznik. Mam nadzieję, że kolejne edycje kierunku przyciągną równie ciekawe nowej wiedzy osoby, a ja mam zadanie: zmienić zajęcia, które miały przewagę elementów wykładowych tak, aby przeważyły elementy typowo warsztatowe.
Ten wyjazd obfitował również w interesujące spotkania. Chyba nie pisałam, że w budynku P mieszka kot, wokół którego kręci się całe życie użytkowników budynku P? Nawet pan portier, który twierdził, że on to nie bardzo lubi koty, z przejęciem opisywał mi historię ostatnich kocich chorób. Kocisko patrzyło na nas swoimi wielkimi zielonymi oczami, rozparte na podłodze, i wystawiało się do drapania po brzuchu i głaskania. Do tego podczas wypełniania meldunku okazało się, że mój ulubiony nieżyjący już dziennikarz muzyczny (zgadnijcie, który?) mieszkał przy tej samej, co ja, ulicy, a pan portier był jego dobrym kolegą ze studiów. Tak to się czasem dziwnie w życiu plecie…