Klub piąta rano – Robin Sharma [recenzja]

Klub piąta rano miał mnie zachęcić do wczesnego wstawania. Mnie, śpiocha, który musi mieć co najmniej 7 godzin snu, aby wstać przytomny. A czasem nawet ten czas rozciąga się do 8-9 godzin. Który rano jest nieprzytomny i nie przetwarza jeszcze zbyt szybko, o czym wiedzą moi najbliżsi. Który czas na najbardziej intelektualnie wymagające zadania woli planować gdzieś około 11, bo wtedy jest najbardziej rozbudzony. I ja miałabym zacząć wstawać o piątej rano?

Z takim nastawieniem sięgnęłam po książkę “Klub piąta rano” Robina Sharmy. Ciekawe, w jaki sposób zacznie mnie przekonywać do porannego wstawania? Pierwszym zaskoczeniem było to, że książka okazała się nie być typowym poradnikiem. Zaczęła się jak powieść: oto dwójka bohaterów, Biznesmenka i Artysta, postanawiają się wybrać na konferencję mówcy motywacyjnego (Zaklinacza Słów). Poznają tam Bezdomnego. Wkrótce okaże się on Bogaczem i zaproponuje im tygodniowy mentoring w niezwykłych warunkach: w swojej posiadłości na Mauritiusie. Bohaterowie po licznych wątpliwościach zgadzają się wziąć udział.

klub piąta rano

Już na Mauritiusie bohaterowie – jako elitarny klub piąta rano – poznają najważniejsze zasady, którymi kieruje się bogacz, zaczerpnięte od Zaklinacza Słów. Między innymi jest to wstawanie o piątej rano i wykonywanie różnych czynności, które pozwalają się lepiej przygotować na nadchodzący dzień oraz lepiej go zaplanować. Zasady te są bardzo racjonalne, w książce przedstawiono je za pomocą przejrzystych schematów, autor dzieli się też linkiem do swojej strony, skąd można je pobrać. Jak twierdzi Bogacz, to dzięki nim stał się bogaty i szczęśliwy, są one jego zdaniem uniwersalną receptą na szczęście.

Większość ludzi nie może siebie znieść. Dlatego nigdy nie mogą być sami. W ciszy. Muszą bezustannie przebywać w towarzystwie, aby uciec przed uczuciem nienawiści do siebie z powodu straconych możliwości. W ten sposób pozbawiają się zachwytu i mądrości, które dają samotność i spokój.

I tyle o treści książki. Ja jednak nie do końca ją kupiłam. Po pierwsze, nie wierzę w tak zwane uniwersalne recepty na sukces – możemy zrobić wiele, aby zmaksymalizować jego prawdopodobieństwo, na przykład uporządkować sobie dzień według zaleceń takiego czy innego myśliciela, ale to nie oznacza, że go automatycznie odniesiemy. Po drugie, sama opowieść jest dla mnie mało realistyczna – może dlatego, że nie chodzę na konferencje motywacyjne, nie obserwuję też motywacyjnych mówców i nie poznaję tam wyglądających jak bezdomni bogaczy. Więc dlatego tak trudno mi ją zaakceptować. 

Cóż, jeśli sam sobie wmawiasz, że nie posiadasz tego, co istotne, aby być doskonałym liderem w biznesie lub ekspertem w swojej dziedzinie, to nawet nie próbujesz dążyć do celu, prawda?

Wartością jest na pewno to, że książka zachęca do uporządkowania sobie dnia, przeżycia go w sposób przemyślany. Zachęca również do świadomego gospodarowania swoim czasem. Podpowiada, jak wypracować w sobie różne zdrowe nawyki. Zawiera także różne ciekawe myśli – kilka z nich sobie zanotowałam i umieściłam w tym tekście jako cytaty. Więc jeśli poszukujesz sposobu na sensowne zorganizowanie sobie dnia – ta książka jest dla ciebie. Być może nawet przekonasz się do wstawania o piątej rano?

[Geniusze] rozumieją, że każdego ranka budzimy się z ograniczonymi zasobami siły woli oraz umiejętności skupienia umysłowego. A zatem zamiast marnotrawić cenne zdolności na trywialne wybory, na przykład: co na siebie włożyć i co zjeść, upraszczają mnóstwo banalnych rzeczy, aby skoncentrować się na kilku ważnych działaniach.

Dla mnie nie byłby to jednak najlepszy pomysł. Lata pracy zawodowej (oraz roraty w grudniu, na które trzeba wstać właśnie o 5:00 rano) nauczyły mnie już, że najlepiej pracuje mi się i myśli, jeśli wstanę o 7:00 rano i położę się spać krótko po 23:00.

Wszyscy mamy swoją Robben Island, na której możemy zostać uwięzieni.

Za książkę dziękuję wydawnictwu Kompania Mediowa.