W zeszłym tygodniu zaobserwowałam dramatyczny spadek zasięgu postów na fanpejdżu bloga.
Gdy się przyjrzałam bliżej, ostatnie posty – głównie z aplikacji Networked Blogs -uzyskały zasięg 6%, post zawierający link do artykułu, uzyskał zaledwie 12% – podczas, gdy wcześniej zasięgi potrafiły sięgać nawet 50% (nie wspominając zamierzchłych czasów, kiedy większość ludzi widziała moje posty).
Mniej więcej w tym czasie ogłoszono też zmianę Edgeranku (algorytmu Facebooka, który wpływa na zasięg treści w tym serwisie). Miało być więcej premiowania wartościowych treści, czyli linków do artykułów, mniej graficznych w rodzaju kotecków i piesełów. Jednak wspomniany post z linkiem do artykułu, który jakby się w tę wartościową treść wpisywał, uzyskał zaledwie 12% czyli tyle, ile wcześniej uzyskiwały posty o najgorszym zasięgu. Nie tylko ja to zauważyłam – także inni administratorzy stron obecni na branżowych listach dyskusyjnych też zaobserwowali u siebie to zjawisko. I nie powiem, że mnie ono nie zmartwiło – Facebook to dla mnie drugie po wyszukiwarce Google źródło ruchu na stronie.
Jest to sygnał dużej zmiany dla administratorów fanpejdży i ich klientów (zewnętrznych, bądź wewnętrznych). Do tej pory dużo zależało od pomysłowości administratorów, ich umiejętności, ale też zasobów przeznaczanych na tworzenie atrakcyjnych treści. Mierzenie skuteczności działań skupiało się na liczbie fanów, ich zaangażowaniu oraz zasięgu postów, niektórzy mierzyli też skuteczność w kierowaniu ruchu do ich oryginalnego serwisu.
Teraz dużo będzie zależeć tak naprawdę tylko od jednego – ile pieniędzy zdecydujesz się poświęcić na kupno postów promujących Twój serwis na Facebooku. Mierzenie skuteczności działań bardziej skupi się na zasięgu i klikach oraz kierowaniu ruchu do serwisu – wydaje mi się, że tak należałoby zacząć myśleć o Facebooku. Coraz bardziej zaczyna on przypominać Adwords, coraz mniej “tradycyjne” (o ile o czymś takim można w ogóle mówić) media społecznościowe, gdzie fanów zdobywało się atrakcyjnymi treściami.
Konsekwencja może być jeszcze jedna. Wielu mniejszych organizacji czy firm taka reklama fanpejdża może się nie opłacać (no, chyba, że kieruje do oryginalnej strony). No, chyba, że ich fanpejdże mają w założeniu być dostępne tylko wąskiemu gronu wtajemniczonych, którzy pamiętają, aby w to miejsce regularnie zaglądać. Aczkolwiek niektórzy się odgrażają, że do tej pory nie zapłacili serwisowi żadnej złotówki i tylko tak zamierzają w nim przetrwać. Czy polska pomysłowość wygra z Edge Rankiem? I jak zmianę odbiorą użytkownicy Facebooka – czy faktycznie będzie ona dla nich korzystna?